Tekst: Jacek Kaczmarski
Muzyka: Przemysław Gintrowski
Wykonanie: Przemysław Gintrowski
Kapodaster: III
I |
Brwi drwina wspina się ku skroni | a |
Oko uważne monokl ciśnie | a |
Widziało Londyn, Rzym, Powiśle | E7 |
Jakże uniknąć ma ironii. | E7 |
Fryzura raczej salonowa | a |
Krawat po drodze z garniturem | a |
Znać sukces, dobry smak, kulturę | E7 |
Nic tylko patrzeć i malować. | E7 |
Ręka z cygarem i sygnetem | a |
Swobodna władza nad warsztatem | a |
Obycie z pędzlem i ze światem | E7 |
Wszak prawda – jest autoportretem. | E7 |
Patrzył na jego różne twarze | a |
Madryt i Nowy Jork i Wiedeń | a |
A on był Żyd warszawski jeden | E7 |
Lecz przede wszystkim był malarzem. | E7 |
A kiedy poznał szczyty sławy | a |
Odwiedził matkę – jak co roku | a |
I był, gdy zmarła, u jej boku | E7 |
I nie wyjechał już z Warszawy. | E7 |
Patrzył na jego różne twarze | a |
Madryt i Nowy Jork i Wiedeń | a |
A on był Żyd warszawski jeden | E7 |
Lecz przede wszystkim był malarzem. | E7 |
A kiedy poznał szczyty sławy | c |
Odwiedził matkę – jak co roku | c |
I był, gdy zmarła, u jej boku | G7 |
I nie wyjechał już z Warszawy. | G7 |
A on był Żyd warszawski jeden | h |
Odwiedził matkę – jak co roku | h |
I był, gdy zmarła, u jej boku | Fis7 |
I nie wyjechał już z Warszawy. | Fis7 |
II |
Aaa | h |
Aaa | h |
Aaa | e |
Aaa | e |
Aaa | h Fis7 h |
Trudno się dziwić naszej irytacji | h |
Zapędzonych do usuwania śladów | h |
Ostatecznego rozwiązania Judenfrage. | e |
Przesypywaliśmy bezwładne ciała | h |
Odarte z resztek tożsamości – pod przymusem. | h |
Nie było w nich doprawdy nic ludzkiego, | e |
Ot – duża ilość przejechanych kotów; | e |
Nawet piękne zwierzęta – martwe budzą wstręt. | h (e) |
Bohatersko powstrzymywaliśmy mdłości | h |
(Grożące wyrokiem odruchy człowieczeństwa, | h |
Podobnie jak lęk przed zarazą rozkładu). | e |
Byliśmy przecież następni w kolejce. | h (e) |
A więc żadne tam uprzedzenia rasowe, | h |
Po prostu bliższa ciału – własna śmierć. | h (e) |
Na czarno-białych kliszach dokumentów | h |
Widać nasze odczłowieczone twarze. | h |
Tylko bawiący się odciętą głową | e |
Esesman odsłania swoje ludzkie oblicze. | e |
Jego uśmiech wyraża wolną wolę | h |
Istoty na najwyższym stopniu rozwoju. | h |
Nie sposób się go nie bać – jest żywy i piękny, | e |
I bezapelacyjnie tryumfujący. | e |
Któż by ośmielał się wyznaczać granice | h |
Jego wyobraźni i jawnej wszechmocy? | h |
Bo przecież nie my. | e |
Prawdziwe ofiary | h |
Żyjące nadal z przetrąconym grzbietem | h |
W walce o ochłap usprawiedliwienia. | h e |
Trudno się dziwić naszej irytacji. | h (e) |
III |
Ja, co zdołałam wynieść z getta | a |
Szkice na kartkach z kalendarza, | a |
Wiem, jak potrafi życie stwarzać | E7 |
W słabnącej dłoni zwykła kredka. | E7 |
Sangwina barwy zeschłej krwi | a |
Ożywia na papierze twarze | a |
Wiecznie stężałe od przerażeń | E7 |
Dobiegających końca dni. | E7 |
A jeszcze chłopak z kamienicy | a |
Jak przerażony zygzak głodu | a |
Rozczapierzonym szponem zdobył | E7 |
Dorodną brukiew – szczyt słodyczy. | E7 |
Niezmordowana jest sangwina: | a |
Nosi bezdomny Żyd, nim skona, | a |
Dzieci na rękach i ramionach. | E7 |
Doprawdy Święta to Rodzina. | E7 |
A Kramsztyk umrzeć ma na schodach. | a |
W pośpiechu niedobity malarz. | a |
Jeszcze ostatni skarb ocala, | E7 |
Gdy mi ogryzek kredki podał. | E7 |
On wiarą w świat już się nie łudził | a |
Znał Nowe Jorki i Paryże. | a |
Wiedząc, że śmierć jest coraz bliżej | E7 |
Rzekł Rysuj ludzi. | E7 |
A Kramsztyk umrzeć ma na schodach. | a |
W pośpiechu niedobity malarz. | a |
Jeszcze ostatni skarb ocala, | E7 |
Gdy mi ogryzek kredki podał. | E7 |
On wiarą w świat już się nie łudził | c |
Znał Nowe Jorki i Paryże. | c |
Wiedząc, że śmierć jest coraz bliżej | G7 |
Rzekł Rysuj ludzi. | G7 |
Jeszcze ostatni skarb ocala, | h |
Gdy mi ogryzek kredki podał. | h |
Wiedząc, że śmierć jest coraz bliżej | Fis7 |
Rzekł Rysuj ludzi. | Fis7 |
Dodane 07.11.2018 przez Pan_Kmicic4