Wymijamy się w milczeniu |
|
Na kamieni szarych bruku |
|
Zapatrzeni w swe odbicia |
|
Rozmazane w kałuż lustrach |
|
Nie zwracamy już uwagi |
|
Na podkutych butów stukot |
|
I mundury na ulicach |
|
Żując gorzkie słowa w ustach |
|
Niepewności naszych spojrzeń |
|
Zakrywanych powiekami |
|
Nikt nie dojrzy, bo nie wiemy |
|
Kto nam dzisiaj patrzy w oczy |
|
Niby wszystko po staremu, |
|
Ale jakby nie ci sami |
|
Coraz częściej zlani potem |
|
Z krzykiem się budzimy w nocy |
|
Jeszcze wczoraj aż do bólu |
|
Ochrypnięciśmy śpiewali |
|
Pieśń, co połączyła serca |
|
I ramiona w jedną nić |
|
O tym, że już lepiej |
|
Byśmy stojąc umierali |
|
Aniżeli dalej klęcząc |
|
Na kolanach mieli żyć |
|
Czasem ktoś z nas drżącą ręką |
|
Zbrojną piórem pisze słowa |
|
W które wiara w głębi duszy |
|
Zachowana, wciąż się żarzy |
|
Ale częściej po bezsennej nocy |
|
Pęka od przepicia głowa |
|
Gdy odwagi nie wystarcza |
|
Aby nie utracić twarzy |
|
Tak snujemy się bezradni |
|
Pełni obaw, pełni winy |
|
Ukrywamy się za drzwiami |
|
Długo przed nadejściem zmroku |
|
Tylko w myślach powracając |
|
Do dni tamtej mroźnej zimy |
|
Odkąd gości w naszych domach |
|
Ten wspaniały święty spokój |
|
Dodane
17.06.2011
przez Ewus